kontakt: [email protected]
Matka Teresa
Matka Teresa - kurwa babilońska, zbrodniarka wojenna, handlarz dziećmi, bliska współpracowniczka Karola Wojtyły.
Jej popularność na karahenie zapoczątkowała seria tematów zawierających jej zdjęcie i krótki oraz zwięzły i treściwy opis - "SZMATA".
Pasty
Mój krótki acz burzliwy związek z Matką Teresą z Kalkuty nie zaowocował potomstwem ale dał nadzieję wielu pokoleniom biedoty indyjskiej.Wszystko zaczęło się na początku lat 90 podczas służby w nowicjacie prowadzonym przez świętą Matkę. Podczas codziennego obchodu dzielnicy nędzarzy w czasie którego Matka decydowała, który z trędowatcyh miał przenieść się do lepszego świata, nasze dłonie po raz pierwszy splotły się w gorejącym niczym piekące podniebienie indyjskie przyprawy uścisku. Jej świętobliwości imponowała moja otwartość, ciekawość świata i dar duszy serca, którym raczyłem każdego napotkanego człowieka, a to niskim ukłonem, a to dobrą radą. Staliśmy na łożem konającego na biegunkę krwotoczną podstarzałego mężczyzny z wyjątkowo długimi wąsami, którymi szczycił się za życia. Matka ucałowała usta wąsacza, stała tak nachylona przez dłuższą chwilę gdy poczułęm piękące znamię grzechu podnoszące swoją głowę Lewiatana w moich spodniach. Nie mogąc zdobyć się na nic innego zadarłem mozettę mojej świętej i przedarłem się przez stare zniszczone łachmany szat opiewające pas jej malutkiej postury. Moja słodka Agnes jęknęła i całym ciałem opadła na umierającego wąsacza, który resztkami sił wyciągnął swojego penisa. Matka Teresa wpychana moimi uderzeniami usiadła na trędowatym wąsaczu i z niespotykaną jak na jej wiek siła poruszała udami, wiła się od synergicznych ciosów naszych członków wypełniających jej wnętrze niczym duch święty wypełnia pobożne serce. W konwulsywnych drgawkach wąsacza nasze ciała przypominały jakieś dziwne perpetum mobile, idealnie zsynchronizowaną maszynę. Każdy ruch był jednością, wszyscy przez chwilę staliśmy się jednością. Stare i pomaraszczone ciało Matki było teraz jedwabistym suknem pachnącym olejkami i amforą a wąsaty grubas był Adonisem.
Ja sam byłem sobą.
Czułem to.
Nareszcie to czułem.
Jej świętobliwość nie wytrzymała tempa i wypłynęły z niej wszystkie możliwe płyny każdą drogą, możliwą dla człowieka nawet niezwykłego jakim była. Wąsatemi grubasowi zaczęła płynąc z ust krew i ślina, w spazmatycznych podrygiwaniach doszedł w mojej Agnes i powoli dusząc się wewnętrznym krwotokiem wywołanym orgazmem odchodził. Mając na widoku ten majestatyczny moment sam skończyłem w oku Arymana, mej oblubienicy tego cudownego dnia. Wytarłem członka w zakrwawione łoże i doprowadziłem się do porządku. Zapalilismy świece i modliliśmy się za duszę zmarłego, który jak niewielu miał możliwość wyspowiadania grzechów na łożu śmierci.